wtorek, 27 kwietnia 2010

Weekendowy kurczak


Wystawianie twarzy w stronę grzejącego już słońca i ciepły podmuch na twarzy pozwala na głębszy oddech i szerszą perspektywę. Wiosna jest wybawieniem dla codziennej rutyny rozpiętej pomiędzy pracą a domem.
Weekend staje się namiastką wakacji, pozwala wyczyścić umysł z tygodniowych naleciałości. Kawa na balkonie, wiosenne porządku, długa wycieczka rowerowa do lasu.

A na obiad - pieczony kurczak z ziemniaczkami.

Danie proste, każdy może dodać w nim coś od siebie, dostosować do swoich upodobań.
Inspiracja, szczególnie w zakresie przygotowania ziemniaków - tu.

KURCZAK ZAPIEKANY Z ZIEMNIAKAMI

 Na dwie (głodne) osoby:
-2 udka kurczaka
-oliwa z oliwek
-sos sojowy
-odrobina octu z czerwonego wina
-przyprawy (u mnie przyprawa do kurczaka,bazylia, oregano, świeży tymianek)
-sól, świeżo zmielony pieprz

Ziemniaki:
-oliwa
-czosnek (6ząbków)
-cebula
-niecała łyżeczka mieszanki słodkiej i ostrej papryki (proporcje według upodobań)
-3 łyżki majeranku

Robimy marynatę - mieszamy 3 łyżki oliwy z łyżką sosu sojowego, odrobiną octu i przyprawami. Nacieramy kurczaka/polewamy mięso, przykrywamy i wstawiamy do lodówki na co najmniej godzinę. Dobrze w międzyczasie polewać mięso marynatą, żeby całe przeszło jej smakiem.

Ziemniaki szorujemy, kroimy w ćwiartki, polewamy oliwą wymieszaną z papryką, solą, pieprzem, łyżką majeranku (tak, żeby wszystkie kawałki były oblepione przyprawami).
Do naczynia żaroodpornego wkładamy kurczaka wraz z marynatą, ziemniaki i przekładamy wszystko posiekanym w plasterki czosnkiem.
Wkładamy do nagrzanego do 200stopni piekanika i pieczemy 40 -50minut. Po tym czasie dokladamy pokrojoną w talarki cebulkę i pieczemy następne 15 minut.

Bardzo dobre z sałatą z sosem vinegret.

wtorek, 2 marca 2010

Wyczekiwanie wiosny czyli pizza z mozarellą i oliwkami

Pierwszy powiew świeżego, wiosennego powietrza przy zaskakującym o tej porze roku śpiewie ptaków kilka dni temu rozbudził moje marzenia o wiośnie. Już z niecierpliwością wypatruję czasu, kiedy będzie można zrzucić zimowe kurtki i móc wystawiać twarz do porannego, lekko grzejącego policzki słońca, które daje nadzieje na dobry dzień. To naprawdę niezwykłe, jak niewiele (a jednocześnie bardzo wiele) potrzebuję, by zaczynać dzień z ciekawością i poczuciem siły sprawczej. Czekam na ten czas z utęsknieniem, jako że ciężkie chmury czy porywisty wiatr raczej nie przysparzają mi sił na rozpoczynający się dzień...
W weekend, mając więcej czasu, tworzę wraz z moim TŻ wizje ciepłych promieni słońca w kuchni. Tym razem po przeczytaniu wpisu Ani o jej letniej Pizzie Margaricie nie mieliśmy wątpliwości, co tym razem pomoże nam przenieść się w inną porę roku.

Przyznam się, że nie miałam wystarczająco czasu i cierpliwości, żeby czekać tyle razy na wyrastające ciasto, więc trochę te czasy skróciłam. Ze względu na porę roku musiałam się zadowolić pomidorami z puszki. Ale mimo mojego sceptycyzmu co do wyników tych eksperymentów, pizza wyszła naprawdę dobra - chrupiąca i aromatyczna, wspaniała z czerwonym winem.
Przepis wzięty od Ani, która ciasto przygotowała z przepisu Joanny.
PIZZA Z MOZARELLĄ I OLIWKAMI

na ciasto:
250 g mąki pszennej
150 ml ciepłej wody
15 g świeżych drożdży lub 7 g suchych
1 łyżeczka soli
pół łyżeczki cukru
1 łyżka oliwy z oliwek

na wierzch:
4 średniej wielkości pomidory albo puszka pomidorów pelatti
oliwa z oliwek
suszone oregano, bazylia, tymianek
kulka mozarelli
świeża bazylia
u mnie jeszcze zielone oliwki do posypania na wierzchu.

Drożdże rozpuszczam w połowie ciepłej wody, dodaję cukier i 3 łyżki mąki. Odstawiam na 1/2 godziny w ciepłe miejsce do wyrośnięcia. Mąkę przesiewam do miski, mieszam z solą. Robię wgłębienie, wlewam drożdże, oliwę oraz resztę ciepłej wody. Wyrabiam przez 10-15 minut. Przykrywam ściereczką i odstawiam na 2 godziny do wyrośnięcia.
Wyrośnięte ciasto dzielę na 2 części, obsypuję mąką, kolejno rozwałkowuję na cienkie placki podsypując dodatkową mąkę. Kładę je na posmarowanych oliwą blachach, odstawiam na pół godziny do wyrośnięcia. Piekarnik nagrzewam do najwyższej temperatury (czyli do 250 st.C - im wyższa, tym lepiej).

Przygotowuję sos: sparzam pomidory, obieram je ze skórki i kroję. Na patelni rozgrzewam oliwę, wrzucam pomidory, przyprawy, solę i pieprzę. Podsmażam pomidory, aż do uzyskania dość gęstego sosu. Jeśli sos jest zbyt kwaśny, dodaję doń pół łyżeczki cukru.

Wyrośnięte pizze smaruję sosem pomidorowym i układam na nich pokrojoną w plastry mozarellę. Dodaję oliwki. Piekę je przez 12 minut, do roztopienia sera i uniesienia się boków ciasta. Po wyjęciu z piekarnika posypuję listkami świeżej bazylii i natychmiast podaję.

środa, 24 lutego 2010

Ciasto czekoladowe z jabłkami i orzechami

Chciałam upiec ciasto, które: nie będzie wymagało wyszukanych składników i wielu misek, a które potem da się przewieźć autobusem i jeszcze usatysfakcjonuje zgromadzonych gości. Nie chciałam, żeby to było coś codziennego, musiało skupiać uwagę. A jednocześnie być proste w wykonaniu:).Nic z mojego archiwum mnie nie przekonywało, podobnie trudno mi było coś znaleźć w internecie. Gdy już myślałam, że nie jest mi przeznaczone nic upiec na tą konkretna okazję, przepis się wynalazł tu. Wystarczyło wybrać się do pobliskiego sklepiku po duży zapas gorzkiej i deserowej czekolady oraz orzechy laskowe i właściwie można było działać.
Ciasto to nie zawiera mąki, co wpływa na jego esencjonalność. Ciekawe dla mnie było ubijanie białek z miodem, ze zgrozą patrzyłam na początkowe zupełne nie-pienienie się tej mieszanki. Ale wyszła piękna i słodka piana.
Czekoladowiec bardzo mi posmakował, jest intensywnie czekoladowy, nie jest za słodki, ma zróżnicowaną strukturę. Jeden kawałek wystarcza, żeby zaspokoić głód czekolady na jakiś czas.Jedyną modyfikacją, jaką bym wprowadziła, jest zamiana orzechów laskowych na włoskie. Chyba jestem najbardziej związana z połączeniem jabłek z tymi ostatnimi. Laskowe bardziej lubię w wersji "orzechy w czekoladzie".
















CZEKOLADOWE CIASTO Z JABŁKAMI I ORZECHAMI

1-2 jabłka
1/3 posiekanych orzechów laskowych
250g posiekanej gorzkiej lub deserowej czekolady
2/3 szklanki śmietany kremówki
3 jaja
4 łyżeczki skrobi kukurydzianej (u mnie mąka ziemniaczana)
3 łyżki płynnego miodu
Cukier puder i cynamon do posypania

Piekarnik nagrzać do 190 stopni.
Jabłka obrać i pokroić w kostkę.
Podgrzać w rondelku śmietankę i następnie zalać nią posiekaną czekoladę (którą mamy w misce). Następnie mieszać (najlepiej gumową szpatułką) do momentu uzyskania jednolitej masy.
Do czekoladowej mieszanki stopniowo dodawać żółtka oraz skrobię, cały czas mieszając do uzyskania jednolitej konsystencji.
W osobnej misce dodać miodu do białek i ubić pianę.

Wmieszać 1/3 piany do ciasta w celu poluzowania jego struktury, nie przejmując się opadnięciem wmieszanej piany. Następnie w dwóch rzutach wymieszać delikatnie resztę piany z ciastem (uważając, żeby nie nadwyrężyć struktury piany). W cieście mogą zostać białe smugi białka.
Następnie przekładamy ciasto do natłuszczonej bądź wyłożonej papierem formy (u mnie prostokątne naczynie do zapiekania, wydaje mi się, że najładniej ciasto wygląda w małej, okrągłej formie). Na ciasto wykładamy jabłka i orzechy i posypujemy mieszanką cukru pudru i cynamonu.
Piec ok 25-35 min, do suchego patyczka. Trzeba uważać, żeby nie trzymać ciasta w piekarniku za długo, bo zrobi się suche.
Po zakończeniu pieczenia ciasto zostawić w formie jeszcze na ok. 15 min.
Najlepiej serwować jeszcze ciepłe. Na pewno dobrze komponowałoby się z lodami waniliowymi.

niedziela, 21 lutego 2010

Naleśniki ze szpinakiem, pieczarkami, suszonymi pomidorami i fetą

O naleśnikach można mówić dużo, jako że każdy ma swój przepis, swój sposób przygotowania i swoje ulubione smaki.
Z drugiej strony, zawsze mi się wydaje, że nie ma co o naleśnikach opowiadać, bo to takie nieskomplikowane, prawie nie-danie.
Zazwyczaj jem je na słodko, z serkiem homogenizowanym i domowym dżemem malinowym, czasem z syropem klonowym albo smażonymi na maśle bananami.
A tym razem ostało nam się trochę naleśników ze słodkiej uczty i postanowiliśmy wykorzystać je w sposób wytrawny. Znalazł się w zamrażarce szpinak, a do tego warzywa idealnie pasuje feta. A czemu by nie dodać dla urozmaicenia pieczarek? I jeszcze resztki suszonych pomidorów wraz z oliwą!
I tak z prostych, skromnych naleśników wyszedł pyszny, harmonijny w smaku i dość wykwinty obiad. Wydaje mi się, że istotny wpływ na doznania smakowe miało dodanie zalewy z suszonych pomidorów, której charakterystyczny posmak dodał wyrazistości szpinakowi i pieczarkom.
Niełatwo mi było zrobić efektowne zdjęcia zawartości naleśników, więc musicie uwierzyć na słowo, że wewnątrz naleśnikowego ciasta kryje się pyszne, zielone wnętrze!

NALEŚNIKI ZE SZPINAKIEM, PIECZARKAMI I SUSZONYMI POMIDORAMI.

Naleśniki ( u mnie 6 placków) - nie uważam się za mistrza w smażeniu naleśników, więc pozwolę sobie odesłać do bardziej w tym zakresie wprawnych kucharek i kucharzy:)
ok. 300 g mrożonego szpinaku w liściach (może być też rozdrobniony albo świeży)
pół opakowania serka typu feta
garść pieczarek
3 ząbki czosnku
kilka suszonych pomidorów drobno posiekanych, kilka łyżeczek zalewy
sól ziołowa, pieprz, gałka muszkatołowa


Pieczarki kroimy i na patelni smażymy aż do miękkość, dodajemy odrobinę soli i pieprzu.
Na drugiej patelni rozmrażamy szpinak, można delikatnie podlać oliwą z pomidorów. Jak już będzie miękki, dodajemy przeciśnięty przez praskę czosnek i posiekane suszone pomidory.
Po chwili wspypujemy pokrojoną w kostkę fetę i uduszone pieczarki. Przyprawiamy gałką, pieprzem, ewentualnie solą (ale z tą ostatnią ostrożnie ze względu na fetę).

Farsz dobrze jest chwilę poddusić, żeby smaki i aromaty się przegryzły.
Nakładamy pożądaną ilość farszu na naleśniki, zwijamy wedle gustu (u mnie ruloniki) i podgrzewamy na patelni z niewielką ilością oleju.

U mnie podane z sosem jogurtowym z czosnkiem i ziołami oraz odrobiną zalewy z pomidorów.

środa, 13 stycznia 2010

Łosoś z sosem z suszonych pomidorów

Gdy uszy marzną, a dojście gdziekolwiek zakrawa na wyprawę na biegun (tylko w przeciwieństwie do nas  polarnicy mają do dyspozycji rakiety śniegowe), ciepło kuchennego zacisza jest tym bardziej zachęcającym miejscem. Trudne warunki atmosferyczne sprawiają, że chce się porządnych, sycących dań. Ale ten apetyt trzeba zaspokoić w sposób łaskawy dla zdrowia i figury. A w sytuacji takiego dylematu z pomocą przychodzi garnek do gotowania na parze, dość spore dzwonko łososia i suszone pomidory. Zapowiada się ciekawy smak, satysfakcjonująca ilość, a do tego duża dawka dobrodziejstw morskiej ryby. W sam raz na leniwe, niedzielne popołudnie.


ŁOSOŚ Z SOSEM Z SUSZONYCH POMIDORÓW
Na jedną porcję potrzebujemy:
1 dzwonko z łososia
Do marynaty: sól ziołowa, pieprz, ocet balsamiczny, przyprawa do ryby, sok z cytryny, ząbek czosnku, oliwa.
Do sosu: mała cebulka dymka pokrojona w kostkę, 2 ząbki czosnku, 6 suszonych pomidorów wraz z łyżką zalewy, 2 łyżki koncentratu pomidorowego, sok z połowy cytryny, ostra i słodka papryka w proszku, sól i pieprz.

Łososia oblać sokiem z cytryny, natrzeć solą, pieprzem, polać octem balsamicznym i kilkoma kroplami oliwy. Zostawić w lodówce przez co najmniej pół godziny.
Po tym czasie zawinąć w folię aluminiowa, uprzednio obkładając cienkimi plastrami czosnku. Gotować na parze przez ok 20 min.
Cebulę posiekać w drobną kostkę, podsmażyć na oliwie, dodać posiekany czosnek. Zamieszać. Następnie dodać pokrojone suszone pomidory wraz z łyżką zalewy, koncentratu pomidorowego, papryki w proszku, soku z cytryny, soli i pieprzu do smaku. Chwilę smażyć mieszając.

Ugotowanego na parze łososia przełożyć na talerz, na rybę wyłożyć przygotowany sos.

U mnie łosoś pojawił się w towarzystwie kaszy jaglanej oraz gotowanej na parze (dzięki czemu cudownie słodkiej) marchewki.
Inspiracja stąd.